Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Odejścia

 

ODEJŚCIA

 

Odchodzą w ciszy,

W samotności

– Bez rodzin,

Bliskich

I przyjaciół,

Walcząc

O jeszcze jeden oddech

W bieli,

Pod  szmerem

Automatów

 

Myśli

Powoli

Wewnątrz  krążą

– To, już ostatnie pożegnanie,

Z Pytaniem

Czy zobaczyć zdążą

Świat

Nim wspomnieniem

Pozostanie

 

Odchodzą w ciszy

A Ci wkoło

– W strojach zbyt innych

Niż codzienność,

Tłumią,

Gdzieś w gardłach,

Żal

I rozpacz,

Patrząc

Jak cieniem

Spływa

Ciemność

 

Zdrowych Spokojnych Świąt

 

ZDROWYCH SPOKOJNYCH ŚWIĄT

 

Świąt Spokojnych,

Choć wiosna szaleje

Złotem słońca

I złotem kwiatów

Uśmiechniętych,

Niosących nadzieję

Zakończenia

Ataku strachów

 

Zdrowych Świąt

– Niech nie mijają,

Karmiąc zdrowiem

Przy naszym stole

– Niech po prostu

Z nami zostają

Jak nadziei pełna

Opowieść

 

Zdrowych Świąt

Dla nas

I bliskich,

Zanurzenia

W tej wiosny

Zachwycie

– Niech się stają,

Niech nie mijają

– Tak jak nasze

Codzienne życie

 

Z notatnika myszy – przed lustrem

 

Z NOTATNIKA MYSZY – PRZED LUSTREM

 

Mysz przed lustrem

Przygląda się sobie

– Dosyć śmiesznie wyglądam

W maseczce,

To nieważne,

Bo jednak coś robię

– Choćby troszkę,

Choćby troszeczkę

 

Wszystko przez ten uparty

Stworek

– Jakiś wirus

Czy inne diabelstwo,

Zakupiłam maseczki

W sklepiku,

Chociaż ceny

– Prawdziwe zdzierstwo

 

Mysz przed lustrem

Siedzi samotna,

Jej odbicie jedynym

Kolegą,

Siedzi smutna

I trochę markotna

Szepcząc cicho

Do siebie

– Dla czego

 

Wszystkie służby mysiego lasu

Na sygnale

I z groźną miną

Patrolują polanki

I ścieżki

Tylko patrząc,

By kogoś zwinąć

 

Nic nie ważne

– Nawet ta wiosna,

Te przepisy

– Jakże okrutne,

Jakieś święta

– Nikt nie pamięta

Aby święta

Były tak smutne

 

Jutro…

 

JUTRO…

 

Kwiecień zapomniał,

Że jest kwietniem

– Trwa przygaszony tą pandemią,

Wciąż nie rozumie

Co się dzieje,

Szepcze do siebie

-A co ze mną

 

Tę rolę kwietnia

Zagarnęły kwiaty

Obłędnie złotych krzewów,

Biel delikatnych drobnych płatków

Porozwieszanych

Gdzieś na drzewach

 

Ta rola kwietnia

Wyśpiewana przez ożywione

Słońcem ptaki,

Przez zieleń

– Nadal wciąż nieśmiałą,

Przez dzień wciąż dłuższy

– Jakiś taki

 

Kwiecień zapomniał

– Zamyślony

Nad zgiełkiem

Twarz pochyla smutną,

Nad odejściami,

Dramatami,

Szepcząc

– Uwierzcie

Przyjdzie JUTRO

 

Pandemia – strachów

 

PANDEMIA – STRACHÓW

 

Świat

– Ten wkoło,

Stanął na głowie,

Już nieważne figle

Klimatu,

Zaczął snuć

Całkiem nową opowieść

– O powrocie

Minionych strachów

 

Wyludnione

Miejskie ulice,

My zamknięci

W domów enklawach

Wędrujemy

Wśród pytań

O życie

– Już nie myśląc

O zwykłych sprawach

 

Wpatrujemy się

W srebrne ekrany

Licząc chorych

– Żywych

I zmarłych,

Odkładamy

Wszystkie swe plany

Szepcząc w ciszy

– Ten świat

Jakże marny

 

Nic to

– Patrzcie z wiarą,

Z nadzieją

– Wszystko mija

I świat,

I życie,

Wkoło wiosna,

Kwiaty się śmieją,

Koło kręci się

– Obrót kolejny,

Od wieczności

Po wieczność

– W zachwycie

 

Kamyczek

 

KAMYCZEK…

 

Dziś znalazłem kamyczek

Na szczęście

– Zwykły kamyk,

Obracam go w dłoni

– Czym jest szczęście?

Czy tylko ideą,

Którą myśl roztrzepana

Goni,

Może tylko spełnieniem

Pragnień?

– Nie, bo wraz ze spełnieniem

Rosną,

Może chwilą

Co zjawia się nagle

– Tak jak zima

Przerwana wiosną

 

Dziś znalazłem kamyczek

Na szczęście

– Zapomniany

Leżał w regale

– Niepotrzebny,

Nagle się znalazł

– On mnie,

Czy może

Ja jego

Do istnienia

Znów

Przywołałem?

 

Błądząca wiosna

 

BŁĄDZĄCA  WIOSNA

 

Zagubiłaś się wiosno

Na chwilkę

– Jakaś dziwna wiosenna pora,

Zimy przecież nie było,

Tak się dziwnie złożyło,

Że przetrwała jesień

W kolorach

– Wprawdzie nieco zbrukanych,

Porzuconych niedbale

Gdzieś pod nogi

Na śpiące trawniki,

Narzekamy na zimę

Na brak bieli

– Choć krzynę,

Ale również na wiosny

Uniki

 

Ptaki  też nic nie wiedzą,

Gdy pogody huśtawka,

Raz szczebiocą wiosenne pieśni,

Innym razem skulone,

Każdy patrzy w swą stronę,

Śmiałe plany

W swych myślach kreśli

 

A te drzewa

Już napęczniały

– Tylko moment

Wybuchną zielenią,

A te krzewy

– Jeszcze nieśmiałe,

Coraz mocniej się krzewią

Nad ziemią

 

A te kaczki

Znad mego potoczka

Potworzyły coroczne pary,

Teraz w strudze pływają

I po ścieżce biegają

– Kołyszące się

Barwne

Maszkary

 

Z notatnika myszy – koronawirus

 

Z NOTATNIKA  MYSZY – KORONAWIRUS

 

Siedzi  myszka

W głębi swej norki,

Drży futerko

W tłumionym strachu

– Niewidoczne w powietrzu

Stworki

– Może jakiś siedzi na dachu?

 

Siedzi  myszka

I śledzi w ciszy

Groźne wieści

Z pola i lasu

– Lis już chory,

Borsuk zaniemógł,

Zakazano wszelkich hałasów,

Wszelkich wypraw,

Wszelkich rozrywek

– Jakże smutne staje się życie

Pod rygorem

– Albo posłuchasz

Albo…

Brr – nie chciałabym zostać w niebycie

 

A zaczęło się tak niewinnie

– Ktoś zakasłał,

Ktoś znalazł się blisko,

Porozsiewał,

Gdy głośno ziewał,

Niewidoczne drobinki

Inne

Niż te znane

Każdego roku,

Te kończące się zwykłym katarem,

Ktoś je ubrał  – kaprysem w koronę,

Teraz szepcze

– Ja nie wiedziałem

 

Siedzi  myszka w norce

I wzdycha

– Los raz jeszcze gra z nami w karty,

Mam nadzieję,

Że nie znaczone,

Bo jeżeli

To już nie żarty

 

Pożegnanie

 

POŻEGNANIE

 

Kolejny motyl

Na granicy snów

Oraz jakże

Twardych

Okruchów życia

– Cóż, że wiosna

Że znów rozkwitły tulipany,

Gdy trzeba żegnać

– Bezpowrotnie,

Bliskich

– Odchodzą w dal

Aleją,

Tylko ten motyl

– Blask błękitny,

Oprószył pyłkiem

Kroków cienie

 

Kolejna cząstka

Lgnie do wspomnień

– Uśmiech

Już trochę zapomniany

A przecież jeszcze

Trwa festiwal

Kwiatów tak hojnych,

Wstęg pamięci,

Słów

Przełykanych

Wewnątrz ciszy

 

Tylko ta wiosna

– Nazbyt wczesna,

Płynie – znów tańcząc,

Nieświadoma

A może pełna

Dziwnej wiary,

Że wszystko

Zdolna

Skryć,

Zatrzymać,

Unieść ze sobą

Żal i smutek,

Na wieczność

Zamknąć

W swych

Ramionach

 

Wina kaczki

 

WINA  KACZKI

 

Dzisiaj

Ta kaczka

Znad potoczka

Wyznała mi,

Ukradkiem kwacząc

– Ten luty

To jest moja sprawka,

Przyznaję,

Lecz mógłby się

Zacząć

 

To ja

– Gdy czaił się

Za styczniem,

Szepnęłam mu

Skrzywionym dziobem

– Dokąd się pchasz,

Wyhamuj trochę,

A jeszcze lepiej

Znajdź swą drogę

 

Luty się zmieszał

I zawstydził

– Spłoniony

Jak panienki lico

Wyszeptał

– Jakże ja tak mogę,

Ja chciałem dobrze,

Mogę przysiąc,

Lecz jeśli tak uważasz

Miła

Pójdę

I odszedł,

Zwiesił głowę

 

– Tak więc to moja

Właśnie sprawka,

To ja z tym lutym

Namieszałam,

Więc proszę

– Znajdź go

I przyprowadź,

– Ja przecież

Tylko żartowałam