Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Na czyjeś życzenie

 

NA CZYJEŚ  ŻYCZENIE

 

Czas trochę dziwny nastał

Gdy słowo

Mija się z treścią,

Gdy hasła na sztandarach

Tworzone są szczodrze,

Lecz blisko

– Jakże blisko kolejnych

Nonsensów,

Są głośne,

Ale głośne nie oznacza

Mądre

 

Szafowanie zbyt wielkim

Pojęciem

– Czy  świętym,

Często przybiera postać

Skrajania na miarę

Własnych celów

Przyziemnych

I niezrozumiałych,

Które wciąż przekuwane są

Na dziwną wiarę

 

Tłumaczenie prawd znanych,

Tworzenie praw nowych,

Na swój własny użytek,

Własne rozumienie

– Dosyć mgliste,

Dziś smętną

Niosą nam zapowiedź,

Że  w mgiełce cel zaginął

– Na czyjeś życzenie

 

Ot i grudzień

 

OT  I  GRUDZIEŃ

 

Myślałem nieśmiało

O grudniu,

A oto grudzień za oknem

– Odarł z drzew resztki liści

– Marzną teraz samotnie,

Marzną bo noce zimne

– Tak jak to bywa

Zimą,

Skrzą się mrozem

Rankami,

Szepcząc

– Tak już było

– To przecież grudzień kolejny

– Tyle ich już za nami,

A jednak

Wciąż jesteśmy,

A jednak

Wciąż trwamy

 

To tylko grudzień kolejny

– Ot, taka dziwna pora,

Gdy ranki nazbyt późne

I bliskie wieczora,

Gdy gdzieś w repertuarze

Śniegowa kołderka

– Na drzewach,

Na gałązkach

Blasku bajaderka,

Gdy każdy krok

Jest chrzęstem

– W bieli odciska ślady

– Wiatr ślady te zaciera

Srebrnymi gwiazdkami,

Gdy kwiaty

– Wszystkie białe,

Kwitnące na szybach

Pytają

– Czy to grudzień?

Wiatr gwiżdże

– No chyba!

 

Trzpiot Księżyc

 

TRZPIOT  KSIĘŻYC

 

Księżyc okrył się chmurą,

Dość filuternie zerka

– Trzpiot Księżyc,

Umknął przed burą,

Kryjąc się w chmur

Odmętach

 

Trzpiot Księżyc

– Na przekór nocy,

Na przekór ciemności

Wciąż świeci

– Światła sekrecik

Kontury nocy

Złoci

 

Trzpiot Księżyc

– Tak dobrze znany

Władca tysięcy twarzy,

Na dachach

Wraz z kotami

Mruczy,

Spogląda

I marzy

 

Jesień szelestów

 

JESIEŃ  SZELESTÓW

 

Jesień szelestów

Pod nogami

– Barwy wdeptane

W czerń chodników,

Zmrok nazbyt wczesny,

Ranek z mgłami,

Chłód

– Jak chuligan,

Płynie znikąd

 

Chłód

– Otulamy szczelniej szyje,

Chłód

Jak strumyczek

Na ramionach,

Wciąż powtarzamy

– Niemożliwe,

Jeszcze ten chłód

Nas nie pokona

 

Jesień szelestów

– Pod nogami

Barwy spłynęły

Rojem liści,

Maszerujemy

– Wciąż Ci sami,

Wciąż niepoprawni

Optymiści

 

Kot w naszym domu

 

KOT  W  NASZYM  DOMU

 

Kot

Buszuje w naszym domu

– Sam już nie wiem

– Kot

Czy myszy?

Tworząc własną

Swą opowieść

– I nieważne

Czy ktoś słyszy

 

Kot buszuje

W naszym domu,

Wykrzykuje własne hasła,

Rośnie wkoło

Nasz niepokój

– Oby wolność

Nie zagasła ,

Oby wolność

– Ta stłumiona,

Oby sądy

Już podległe

Nie zwaliły

Na ramiona

Wagi,

Którą

Jakże trudno,

Jakże trudniej

Nosić zdolne

Nasze barki,

Nasze karki,

Nasze wszystko to

Co względne

 

Kot

Buszuje w naszym domu

– Kot czy może

Tylko myszy?

Napuszone,

Powiększone,

Choć ich wkoło

Na to smutno

Czy wesoło

– Wbrew zleceniom,

I wyrokom

Znów

Po prostu

Nikt nie słyszy

 

Popołudnie listopadowe

 

POPOŁUDNIE  LISTOPADOWE

 

Popołudnie listopadowe

– Minął dzień,

Nasz dzień kolejny,

Spacer w słońcu

– Beztroska

Opowieść,

Zanim nocy

Okryje ją ciemność

 

W tej ciemności

Budzą się zwolna

Naszych chwil

– Tych obecnych,

Upiory,

Krzyk i protest,

Bezmiar protestów

– Jakże różne

Wolności pozory

 

Świat

– Ten wkoło,

Spalać się zaczął

– Dom nasz płonie

W otchłani zmysłów,

Każda część ludzi

Myśli inaczej,

Rozrywana

Wśród  sprzecznych

Pomysłów

 

Świat

– Ten nasz,

Dusi się zwolna

Od nadmiaru

Powszechnej złości,

Od przemocy,

Od żalów starych,

Od upadku

I braku

Miłości

 

Minął dzień

– Dzień nasz kolejny,

Spacer w słońcu

– Beztroska opowieść,

Zanim nocy

Okryje ją ciemność

W popołudnie

Listopadowe

 

Zaduszki

 

ZADUSZKI

 

Witam was wszystkie

Duchy niepokorne

– Wciąż wędrujecie

Ścieżynkami nocy,

Na progu światła

I przed światłem lęku

– Lęk światło tłumi

Aby go nie poczuć

 

Witam was wszystkie

W bez czasu zadumie

– Wciąż tkwiąc na ścieżkach

Choć ścieżek już nie ma,

– Marsz po omacku

Z nadzieją na finał

– Bez dotyku,

Bez wzroku,

Zaplatani w cieniach

 

Witam was wszystkie

– Ta lampka na stole

Jest tylko marnym

Przewodnikiem światła

– Jak ćmy,

Powolnym

Od lat wielu lotem

Dążycie

– Choćby spłonąć,

Lecz nareszcie

Zasnąć

 

Noc i cienie

 

NOC  I  CIENIE

 

Noc i cienie

– Cienie na ścianach,

Gdzieś na rzęsach

Wilgoci kropelka,

Tyle wspomnień

Zamglonych,

Drżących

– Odganiamy je

– Powracają

– Taka sobie

Chwilka natrętna,

Gdy przed nami

Wspomnienia

Stają

 

Noc i cienie

– Mgły nad polami,

Za oknami świat

Nieco zmalał,

Tylko My

Wobec siebie

Sami

I Ci wszyscy

Kiedyś kochani,

Co wracają

Prawie

Jak banał

 

Noc i cienie

– Spacer w pamięci

– Wędrujemy

Po ścieżkach myśli

Wirtualnie

– Tak nierealnie,

Przywracamy słowa

I sceny

– Nowa jesień

Po raz kolejny

I natrętna myśl

– Przecież także

Jak Ci bliscy

My też

Odejdziemy

 

Płomień lampki

 

PŁOMIEŃ  LAMPKI

 

Płomień lampki

Na brzegu stołu,

Noc za oknem

Okryta chustą

Mgieł

– To październik,

Czy już listopad?

– Ciszej

– Wolniej

– Tak,

Przecież wiem

 

Krążą myśli

Jak stado ptaków,

Jak rój liści porwanych

Przez wiatr

– We wspomnieniach

Zamglone twarze

Tych co teraz

Tworzą

Swój czas

 

Czas pobrzmiewa

– Szmer pod nogami,

Kolorowy szelest

Wciąż trwa,

Nowy spacer

Między grobami

Tych co śnią

Pogrążeni

We snach

 

Płomień lampki

Na brzegu stołu

I melodia

Zastygła wśród ścian

– To listopad,

Czy jeszcze październik?

– Noc ostatnia,

Co wciąż jeszcze

Trwa

 

Z notatnika myszy – demonstracja

 

Z NOTATNIKA  MYSZY  –  DEMONSTRACJA

 

Mysz  wzburzona

Wędruje w tłumie

Innych zwierząt

Z kartonem nad głową

– Wszystkie niosą

To same hasło

– Niech odchodzą

CI co nie mogą

Podejmować właściwych decyzji,

Co nie widzą

Swych własnych błędów,

Pełni dziwnych

Skrzywionych myśli,

Tych sądzących,

Że zawsze  będą

 

Idzie mysz

Z maseczką na ustach

– Trochę trudno

Wypiszczeć hasła,

Jest pandemia

– Piszczę,

Choć trudno

W masce piszczeć,

Cóż – czas taki

Nastał

 

Mysz wzburzona

Wędruje w tłumie

– Hen pod dziuplę

Włodarza lasu,

Który nadal

Nic nie rozumie

– O co chodzi?

– Skąd tyle hałasu?