Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Rok po roku

 

ROK  PO  ROKU

 

Wreszcie mamy

– Zjawił się Nowy

Rok czy roczek

Godny zdrobnienia,

Jeszcze wszystko

Nieokreślone,

Jeszcze czyste

Jak kartka biała

– Można tworzyć

Plany i sceny,

Scenariusze,

Bo sztuka cała

Pozostaje wciąż

Do stworzenia

 

Jaka sztuka?

Z pewnością

Też nowa

– Taką wszyscy

Mamy nadzieję,

Nowa barwą

Znaczeniem słowa,

Treścią,

Żartem,

Planem,

I brzmieniem

 

Tylko wewnątrz

– Gdzieś tam

Nieśmiało

Jakieś echo

Przeszłości pobrzmiewa

– Wszystko było,

Znów stworzy się

Plagiat

– Rok po roku

Jak drzewo

Po drzewach

 

Sylwester 2024

 

SYLWESTER 2024

 

Nagle zwolnił

Rok roztrzepany

– Zaganiany

Wśród chwil tysiąca

Za sprawami

I marzeniami

O początku

I wizjach

Końca

 

Chciałby skończyć

To co się toczy

– Pełne strachu

I pełne bólu

Wszystkie spory

Od rana do nocy,

Zagmatwane ścieżki

Przemocy,

Chciałby skończyć

– Po prostu przytulić

 

Chciał przywrócić

Choć cień uśmiechu,

Chciał odnaleźć

Dróżki nadziei

– Przynaglany

Przesłaniem nieśmiałym

Od tych wszystkich

Co już istnieli

 

Rok się kończy

Dziwny rok

– Roztrzepany,

Jak co roku

Ostatniej swej nocy

W blasku rac

Żegnany szampanem

Ponad Ziemi

Westchnieniem

– Pomocy!

 

Z notatnika myszy – świąteczna drzemka

 

Z NOTATNIKA MYSZY – ŚWIĄTECZNA DRZEMKA

 

Mysz choinkę już przybrała

W bombki, wstążki i światełka

Stoi przy niej oniemiała

– Niby drobiazg a rzecz wielka

 

Już popiekła ciasta, mięsa

I sałatek różnych krzynkę

– Przygotowań ważna chwila

Zakończona odpoczynkiem

 

Tylko troszkę oczka mruży

Jednak budzik nastawiła,

Gości większość wprost z podróży,

Zaspać łatwo – starczy chwila

 

Myszka drzemie w swym fotelu

– Nagle słyszy kroki w progu

– Szczęście jeden a nie wielu,

To Kret tylko – dzięki Bogu

 

Kret się zjawił ciut przed czasem,

Prosi – wybacz Myszko miła,

Szedłem cicho – nie z hałasem,

Śpij – Tyś dziś się narobiła

 

Najważniejsi

 

NAJWAŻNIEJSI

 

Za progiem

Święta

– Te, z choinką,

Z gwiazdą

Ze wszystkich najjaśniejszą,

Z pamięcią,

Z nowym powitaniem

– Po raz kolejny

Znów w tym miejscu

 

Stajenka,

Sianko,

Czas ubogi

A jednak stał się

Tym największym

– Krok uczyniony

Tuż przed progiem

W czas,

Który odtąd

Jest najświętszym

 

Przed nami święta,

Biel na stole

I zostawione

Puste miejsce

Dla gości

– Tych, niespodziewanych

A może

Przez to

Najważniejszych

 

Poranny spacer

 

PORANNY SPACER

 

Jesień utkana

Z kropli deszczu

-Wśród drzew,

Stojących

Ledwie szkicem,

Liści ostatni

Lot motyli

Zakończył mgnieniem

Barwne życie

 

Poranek

Twarz Twą

Mgłami stroi,

Wilgocią

Zasnuł

Zarys skroni,

Tylko te dłonie

– Niespokojne,

Z lękiem

Szukają

Innych dłoni

 

Alejki tłumią

Nasze kroki

I trwa

Milczących ust

Rozmowa

– Tak cicho wkoło,

Tak spokojnie,

Zamilkły ciszą

Wszystkie słowa

 

Poranek

– Jeszcze kaczek

Drzemka

W cieniach zastygła

Nad potoczkiem,

Wabi Nas

Świtu pora ciemna

– Nasz ranny

Spacer,

Krok

Za kroczkiem

 

Z notatnika myszy – święta z kretem

 

Z NOTATNIKA MYSZY – ŚWIĘTA Z KRETEM

 

Pachnie świętami w mysiej norce,

Na stole zeszyt z przepisami,

Przegląd zapasów z pól i lasów

– Skrzętne szperanie pod półkami

 

Powstaje lista ciast i potraw,

Sałatek, tacek z przystawkami,

Wizja choinki, jej przybranie

I Mikołaja z prezentami

 

W tym mysim szale, bieganinie

Umknęła myszce gości lista

– Stanęła nagle oniemiała,

Jakże to – sprawa oczywista

 

Jakże to można tak zapomnieć

A gdzie dla gości zaproszenia,

Może już wszyscy zaklepani

Przy jakichś stołach i życzeniach

 

Może już wszyscy mają swoje

Plany, wizyty i prezenty,

By czas swój zająć nic nie mając

– A dla mnie tylko ich wykręty

 

Usiadła myszka wystraszona,

Lecz nagle słyszy kroki kreta

Szepcze – jak mogłam, zapomniałam,

Że mam dla kogo robić święta

 

Zapomniał grudzień

 

ZAPOMNIAŁ GRUDZIEŃ

 

Zapomniał grudzień

O swej roli,

O białych płatków wirowaniu

– Straszy nas deszczem

Ciągle jeszcze

I ranki nadal stroi

Mgłami

 

Zapomniał grudzień

O nastroju

– Przecież za chwilkę

Będą święta,

Choinki

Przystrojone snami

Zapisanymi

Gdzieś w pamięciach

 

Zapomniał grudzień

O życzeniach,

Zapomniał także

O swej roli

– Wciąż w polityce

Gwałt i rwetes

Co spać spokojnie

Nie pozwoli

 

Zapomniał grudzień,

Lecz być może

To nasza pamięć

Już szwankuje

– Sami nie wiemy

Gdzie dojdziemy,

Gdy nam odwagi

I rozwagi

W kolejnym roku

Znów brakuje

 

Trochę śniegu

 

TROCHĘ  ŚNIEGU

 

Trochę śniegu

Zalśniło bielą

– Jeszcze wokół

Senny listopad,

Jeszcze sny krążą

Gdzieś pod pościelą

– Tak puchową

Jak śnieżny opad

 

Nowy ranek,

Wczesna godzina,

Świt zamglony

Tuż za oknami

– Smakiem kawy

Dzień się zaczyna,

No bo jakże go zacząć

Bez kawy?

 

Trochę śniegu

– Tuż nad potoczkiem

Kroczki kaczek

Alejką liści

– Zadziwione,

Zadowolone,

Że ze śniegiem

Dziś do nich

Przyszliśmy

 

Zasłona

 

ZASŁONA

 

Utonęła ta noc

W zwiewnej bieli,

Wszystkie światła

Mgła zatopiła,

Pochłonęła kształty

I dźwięki,

W swą realność

Sama zwątpiła

 

Mgła na krzewach

– Zatarte krzewy,

Mgła na trawach

– Zginęły trawy,

Mgła na drzewach,

Na dachach,

Na ławkach

– Mgła jesiennej

Nocnej wyprawy

 

Biało szare mgły

Wszechobecne

– Gdzieś tam wewnątrz

Kaczki drzemiące,

Nasze kroki

Drogi niepewne

W mgle i ciszy

Wraz z nami

Błądzące

 

Epitafium

 

EPITAFIUM

 

„Zrodziliśmy się bez wprawy”*

– Zaledwie cząstka westchnienia,

Pomnik pełen wiatru

I szmeru listopadowego,

Wśród kroków,

Ściszonych rozmów,

Kawałeczków ciszy pomiędzy

Jednym słowem

I zamyśleniem nad

Kolejnym

– Nad myśli ptasim trzepotem

 

„i pomrzemy bez rutyny”*

– Dzielimy czas na cząstki

Między pierwszym dźwiękiem

I słowem ostatnim,

Czas wypełniony

Pragnieniami,

Ocenami,

Wyborami,

Strachem,

Snami

I brakiem snu gdy noc wokoło,

Gdy każdy dźwięk

Staje się dzwonem

Lub ciszą – tak wszechobecną

 

Spacer przez park nazwisk

W liści szelestach

I kolorach z pełnej palety jesieni

– Marsz powolny

W celu,

Lub bez zamierzenia

I tej wprawy,

Której nie mamy,

Z rutyną

– Niechcianą

I niezrozumiałą

– Jeszcze raz i raz kolejny,

Rok po roku,

Aż stanie się epitafium

Na płycie pomnika,

Lub tylko zatartym czasem

Brzmieniem

Nazwiska

 

* epitafium na grobie Łucji Prus – Słowa z wiersza Wiesławy Szymborskiej „Nic dwa razy się nie zdarza” śpiewanego przez Łucję Prus w Sopocie