Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Perseidy

 

PERSEIDY

 

Zaspałem

– Przyznać trudno,

To czas nieuchwytny

– Zbyt szybki,

Dni zbyt podobne

I nudne

– Tak jednostajne

Dla wszystkich

 

Tylko kolejne zakazy,

Straszenie nowym

Wirusem,

Bez obietnicy poprawy

– Po prostu

Przetrzymać muszę

 

A tuż za oknem

Lipiec przemknął

Zbożem złocistym,

Maków szminką

– Sierpień

Tuż za nim

Wraz ze snami

I słońcem

Zachwyconym chwilką

 

A tuż za oknem

Księżyc krągły

I noc gwiazdami

Rozgwieżdżona,

Trzciny nad stawem

Żabim stadem

Grają

Z wieczorem snów

W ramionach

 

A tuż za oknem

Same dziwy

– Nie ważne dla nich

Ogłoszenia,

Znów grzać nas będą

Perseidy

Deszczem rozbłysków,

Drżeniem zmysłów

Nim wyszepczemy

– Do widzenia

 

Pomiędzy wczoraj i jutrem

 

POMIĘDZY  WCZORAJ  I  JUTREM

 

W dal odpływają

Kolejne obrazy

– Sny nasze barwne,

Sny nasze dziwne,

Dni , które co dzień

Snami się stają,

Wierząc w blask chwili

– Często naiwnie

 

Spychamy słowa

– Te nie lubiane,

Chwile zbyt ciemne,

Bo zawsze bolą,

Oczy zbyt głodne,

Ciała zbyt drobne,

Które na radość

Nie pozwolą,

Spychamy wszystko

– Pomaleńku,

Do wspólnej,

Ciemnej

Wspomnień jamy,

Jakby nie stało się

To wszystko

O czym tak szybko

Zapominamy

 

Mówimy sobie

– To sny tylko

Dość uciążliwe

– Na przekór  śnimy

Piękniej ,

Radośniej,

Kolorowo,

Budując obraz

Świata chwili

 

W dal odpływają znów

Obrazy

– Te kolorowe

I te smutne

– Sny nasze dziwne,

Gdzieś w niepamięć

– Pomiędzy wczoraj

Oraz jutrem

 

Ranek w mieście

 

RANEK W MIEŚCIE

 

Ranek nuci

Swą melodyjkę

– Nutki ciszy rozwiesza

Na drzewach,

Jeszcze słońce

Melodii nie słyszy,

Tkwi za chmurą

– Ukradkiem ziewa

 

Jeszcze słońce

Twarz swoją złoci,

Zerka w taflę błękitu

– O zgrozo!

Cała twarz

Plama na plamie

– Kosmetyki snów

Nie pomogą

 

Wprawdzie błąka się

W myślach

Nadzieja

– Jeśli tylko

Dość mocno zabłysnę

To nie ujrzy nikt,

Bo spojrzenia

Nie utrzyma nikt

Swoim zmysłem

 

Ranek nuci

Swą melodyjkę

– Tak naprawdę

To trochę się krztusi,

Dużo spalin

I więcej czym dalej

– Ranek w mieście

Wytrzymać to musi

 

Z pamiętnika myszy – mysz ma rację

 

Z PAMIĘTNIKA MYSZY – MYSZ MA RACJĘ

 

Mysz ma rację

– Zawsze

I wszędzie,

Wciąż odkrywa

Kolejne tematy,

Wie o wszystkim

I wiedzieć będzie,

Ma opinie o wszystkim

A zatem:

 

Zna przeróżne zwierząt choroby,

Wie co robić,

Jak robić,

I po co,

Zna remontów przeróżne sposoby,

Sny tłumaczy wyśnione nocą,

Ma opinie o wszystkim

I wszystkich,

Wie jak rosną kwiaty

I drzewa,

Gdzie się rodzą w mózgu

Pomysły,

Kiedy ziewać

A kiedy śpiewać,

Wie o każdym naszym skrzywieniu,

I dla naszych działań

Zna powód

Tylko czasem

– Niestety,

Sama

Na swój temat

Gdzieś gubi

Odpowiedź

 

Lecz to nic

– Wszystkie w lesie zwierzęta

Znają mysz

I goszczą u myszy,

Lubią mysz,

Nikt jej wad nie pamięta,

Choć się krzywi

Gdy wprost je słyszy

 

Lipcowo-sierpniowo

 

LIPCOWO – SIERPNIOWO

 

Powiew wiatru

Lipcowo sierpniowy

– To już sierpień stanął

Za progiem,

Słucha naszej

Wieczornej rozmowy,

Zaklinając się

– Nikomu nie powiem

 

Nic nie powiem

I nic nie zdradzę

– Słowa przecież

Zapisem są ciszy

Tak jak lata późnego

Zapowiedź

– Nadejdź wreszcie

– Cyt,

Nic nie słyszy

 

Gdzieś na polach

Zboża strapione

Jeszcze trwają

– Czasem

Wbrew sobie,

Mgły poranne

Powoli wstają,

Omiatają świt

Swym ogonem

 

Jedno tylko trwa

Wciąż niezmiennie

– Brzęk komarów,

Komarów zachłanność

– Na sufitach

Zostaje plamą

Świat komarów

I świata ich marność

 

Z notatnika myszy – po wyborach

 

Z  NOTATNIKA  MYSZY – PO WYBORACH

 

Mysz nerwowo podkręca wąsa

– Właśnie skończył się czas wyboru

– W którą stronę jej las podąży?

– Na porębę,

Czy gdzieś wgłąb boru?

 

Siedzi mysz na wejściu

Swej norki,

Swoją główką ledwie odkłania

Przechodzącym zwierzątkom

I ich przejścia porządkom

Grzecznościowy gest powitania

 

Ledwie wczoraj

– Jeszcze pamięta

Kampanijnych obietnic słowa,

Kandydatów wybranych tematów

I ten podział

– Każdemu połowa,

Pół obietnic,

Pół na nich głosów,

Pół stanowisk w zebraniu lasu,

Pół owacji,

Pół prawd,

Pół racji

– Jakże smętna połówek

Wymowa

 

Mysz nerwowo podkręca wąsa.

Nie – mysz właśnie się uśmiechnęła,

Bo dostrzegła kreta

W oddali

– Kret wiadomo poeta

Już od dawna miły jej sercu,

Lecz niestety

Jak zawsze

Nieśmiały

 

Małe lipcowe co nie co

 

MAŁE  LIPCOWE CO NIE CO

 

Małe lipcowe

Co nie co

– Trochę burz

Przeplatane słońcem,

Trochę chłodu

I dusznych powodów,

By zaistniał normalnie,

By się zjawił formalnie

Tak lipcowy lipiec

– Choćby

Przed końcem

 

Co na polach?

– W przydrożnych rowach

Trawy zielne

I polne kwiaty,

Przerośnięte kąkolem zboża

– Wystraszone

Tak dziwnym klimatem

 

W lasach

Grzyby,

Lecz nie do końca

– Noce jednak wciąż

Nazbyt chłodne,

Trochę więcej

Potrzeba słońca

– Dni choć letnie

Z latem nie zgodne

 

Małe lipcowe

Co nie co,

Powiedział bym

Maleńkie

– Ech, szukać by ze świecą

Dla lata

Zachętę

 

Duszny czerwiec

 

DUSZNY  CZERWIEC

 

Duszny czerwiec,

Czerwiec wyborów

– Deszcz czy słońce,

Powódź czy susza,

Głód czy pora

Corocznych zbiorów,

Kwarantanna

Czy hulaj dusza,

Może sen,

Może lepiej spacer,

Zjeść śniadanie

Czy lepiej pościć,

Iść czy nie iść

Na te wybory,

By zakreślić

Jednego z gości

 

Duszny czerwiec,

Czerwiec deszczowy,

Pełen wiatru

I niespodzianek,

Noce krótkie

I ranki smutne,

Rzeki deszczem

Znowu wezbrane,

A te zbiory

– Tylko połowa,

Część już wyschła,

Część zatopiona,

Kampanijne

– Ambitne słowa,

Tylko słowa

A nie ramiona

 

Duszny czerwiec,

Duszny jak w wannie,

Parujący deszczem

I słońcem,

Duszny czerwiec

– Na kwarantannie,

Już rozgląda się

Za swym

Końcem

 

Anioł w maseczce

 

ANIOŁ  W  MASECZCE

 

Na granicy

Codziennych strachów,

I do strachu

Przyzwyczajenia,

Szepcze cicho

Słowa otuchy

– Świat trwa przecież

I słońce świeci,

Wiatr porusza zielenią

Na drzewach,

Odgoń lęki,

Spójrz na gałęzi

– Tak jak dawniej,

Ptak znowu śpiewa

 

Na granicy

– Przedziwny Anioł

Siedzi z głową

Lekko schyloną,

Nie da poznać,

Że też zmartwiony

Jakże nagłą,

Niespodziewaną,

Dawnych lęków

Nową odsłoną

 

Dziwny Anioł

– Opiekun chorych

I zarazy wróg

– Choć  bezradny,

Może tylko

Patrzeć

I szeptać

– Choćby nawet

Po raz ostatni,

Może tylko

Patrzeć i szeptać,

Może dzielić

Na cząstki

Swe serce

– Każda cząstka

Dla cierpiącego,

Dziwny Anioł

W białej

Maseczce

 

Ponuro

 

PONURO

 

Ponuro

– To cóż, że ponuro,

Te chmury

Za oknem płyną

A my nad filiżanką

Kawę sączymy

Wolno

Smakując

Jej aromat

Z błogą

– Wbrew chmurom,

Miną

 

Deszcz

– Tak, wciąż pada,

Czerwiec

Rozpłynął się w deszczu

I wietrze,

Pogubił się w ocenach

– Zbyt wiele tej wody,

A my

– Wbrew pogodzie,

Wdychamy powietrze

W ten czas,

Gdy poranek

Niepoważnie młody

 

Burza

Co chwilę szaleje,

Kreśli błyskawice

Nad dachami,

Nad lasem

Drzew deszczem brodatych

– Mokniemy,

Choć parasol

Złudnie ogromnieje,

Mokniemy,

Wysychamy

Ogrzewani latem