Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Z notatnika myszy – medytacja

 

Z  NOTATNIKA  MYSZY – MEDYTACJA

 

Mysz w zadumie

Splątała łapki

W jakiś dziwny

Skręcony węzeł

– Przeczytała, że takie właśnie

Zaplątanie łapek

Niezbędne

 

Mysz w zadumie

– Oddech spokojny,

Tylko brzuszek

Wznosi się lekko

– Jestem,

Myślę

I wszystko umiem

– Oprócz tego

Jak być smerfetką

 

Jak być małą

Błękitną istotką

Wymyśloną

– Ja przecież myślę,

Ale trudno

Uwierzyć sobie,

Stać się swoim

Własnym

Pomysłem

 

Macha łapką

– Precz myśli wszystkie

– Teraz tylko

Milcząca zaduma,

Tylko cisza

I zasłuchanie

W swoje wnętrze,

Więc w ciszy

Duma

 

W ciszy słyszy

Odgłosy ciała

– Szmer oddechu

I muchy brzęki

– Jestem cząstką

Mysiego wszechświata

– Za tę cząstkę

Ogromne dzięki

 

Słyszy sen

– Jak szeleści w głowie,

Jak próbuje zawładnąć ciałem,

Słyszy słowa

Zanim je powie,

Słyszy wszystko

Zanim się staje

 

W końcu zjawia się

Przebudzenie,

Z tego stanu

Bliskiego błogości

– Mysich kiszek

W brzuszku burczenie

I chrzęst

W supeł splątanych

Kości

 

Jesienny nastrój

 

JESIENNY NASTRÓJ

 

Tylko szelest

– W asyście kroków

Naprzemienne

Barw migotanie,

Szmer

Odwieczny narusza

Spokój

– Ten, o który prosimy

Panie…

 

Wkoło słońce

– Nieco zbutwiały

Starczy zapach

Jesiennych liści,

Wszystko jeszcze

W liściach zaspane

– Przysypane,

Złociście błyszczy

 

Wędrujemy

Ścieżkami pamięci

– Był

– Żył

Przez życia chwilę

Wśród emocji

Jak lampki płomień

– Jakże bliski

Swojego

Byłem

 

Wędrujemy

– Znane alejki

Prezentują

Nowe oblicza,

Nowych nazwisk,

Dat

I pożegnań,

Zaklinanych

W pomników płytach

 

Pożegnanie

– Tak jak co roku

Płomień lampki nagrobnej

Chwiejny

– Trwamy w ciszy

I samotności

W tym nastroju

Corocznie

Jesiennym

 

W pośpiechu

 

W  POŚPIECHU

 

Dzień wspomnień

– Jakże słoneczny,

Tylko ten nastrój

Za mgiełką nostalgii,

Pamięć

Wciąż żywa

O tych

Co odeszli

– Wciąż nie wiem

Co oznacza

– Zmarli?

 

Do tego liście

Pomarszczone

– Kolory złota

I czerwieni,

Spacer aleją

Wśród pomników,

Szmer rozmów,

Wspomnień

– Czas niedzieli

W pół przełamany

Lampek lśnieniem,

Płomyki

– Trudno je zapomnieć

– Nietrwałe,

Chwiejne

Jak istnienia,

Te wszystkie kiedyś

– Tak przelotne

 

Trwanie

Wśród liści

– Jakże krótkie

– Ot, takie sobie

Życia drżenie

I obarczenie

Myśli smutkiem

– Coś, co przekornie

Brzmi

Istnieniem

 

Idziemy sobie

Pomaleńku,

Choć życie trwa

Ułamki sekund,

Na tarczy przemian

Wyszeptane

– Dokąd się

Śpieszysz

Mój człowieku.

 

Kocie figle – nocą?

 

KOCIE FIGLE – NOCĄ

 

Wiatr za oknem

A u mnie spokój,

Tylko koty mruczące sennie

Odganiają niedbale,

Łapek swoich miękkością,

Wszystkie myśli

Pachnące błędem

 

Koty mruczą

Sny swoje kocie

Prezentują pozycją ciała

– Śnią te we śnie

Chłeptane  łakocie

Tak jak mleczka miseczka

Cała

 

Koty drzemią,

Czekają cicho

Aż ten dzień odpłynie

Za chmury

Nocy mroku

A wtedy wstaną

– Grzbiety wygną,

Wyostrzą pazury

 

W swoich oczach

Zapalą ogniki

– Te zielone,

Zielono kocie,

Zaczną marsze,

Kocie wybryki

Pośród półek,

Szafek i blatów,

Wśród odgłosów

Zrzucanych gratów

– Bibeloty pachnące

Hecą,

Mają rację

– Niech sobie lecą

 

Noc kolejna

I kocie figle,

Nocny hałas

– To nic,

Nie wstanę,

Niechaj psocą

Tą swoją nocą

– Posprzątamy

Wszystko

-Już ranem

 

Trochę wczesny listopad

 

TROCHĘ WCZESNY LISTOPAD

 

Październik

Dziwnie się znarowił

– Szarpie czupryny drzew

Swym wiatrem,

Obrywa liście kolorowe

I tka jak dywan

Barw makatkę

 

Październik

Deszczem znowu straszy,

Gnie,

Wyłamuje parasole

Jakby zapomniał,

Że jest naszym

Ostatnim słowem

– N i e   p o z w o l ę

 

Na to zbyt szybkie

Pożegnanie,

Na ten listopad

Jakże wczesny,

Na nastrój

Wiatrem przywołany,

Na ton zadumy

W strofach wierszy

 

Gdzieś tam

Wciąż w ciszy jeszcze trwają

Cmentarzy pustych

Drzew alejki,

Pomniki,

Zapomniane twarze,

Nazwiska

– Tylko ich literki

 

Rozmowa z liściem

 

ROZMOWA  Z  LIŚCIEM

 

Jesteś liściem

Już pomarszczonym,

Szeleszczącym

W ciszy mych kroków

I nie ważne

– Barwnym

czy szarym?

– Jedno wiem

Gdzieś przed tobą

Spokój

 

Nawet wtedy,

Gdy czas kolejny

Pozostawił bruzdy na twarzy,

Nawet wtedy,

Gdy noce pełne snów

Zapomniały marzyć

 

Nawet wtedy,

Gdy twoja wiara

Zagubiła się w ścieżkach

I dróżkach,

Nawet wtedy,

Gdy przeszłość powraca

Tupiąc,

Krocząc,

Czy

– Na paluszkach

 

Taki dialog

Barwny

– Kolejny,

Wiodę krocząc

Paku alejką

W palcach trzymam

Liść – ten jesienny,

Z tajemnicą

Jak liść

Niewielką

 

Z notatnika myszy – jesienne tropy

 

Z NOTATNIKA  MYSZY – JESIENNE TROPY

 

Mysz westchnęła

– Sama już nie wiem

Jakim cudem

Przemknął tak szybko

Koniec lata na krańcu świata

I kolorem wszystko zakwitło

 

Płoną klony,

Dęby i lipy,

Płoną krzewy na wiecznej łące,

Pachną liście  poranne srebrzyście

Ciężką wonią – przed swoim końcem

 

Już opadły brązem kasztany,

Złotem wabią aleje klonów,

Brązy, brązem złamane zielenie

Wśród odcieni dębowo-czerwonych

 

Mysz westchnęła

– Kolejna jesień,

Ileż to już jesieni minęło?

Zabłądziła w pokojach pamięci

– Gdzieś na tropie

– Jak to się zaczęło?

 

Czy to jesień?

 

CZY TO JESIEŃ

 

Październik wpadł do mnie

Na chwilę

– Na kawę

I lampkę koniaku,

Posiedział przez moment

– Tuż obok,

Słuchając złotych klimatów

 

Tych lekkich jak uśmiech

Pasaży,

Uderzeń piórkiem

W klawisze

– To, Chopin szepnął

Cichutko,

Sza – proszę,

Ja wszystko słyszę

 

Posiedział obok

Złocisty,

Zamglony

Kolejnym porankiem,

Z kieszeni wyciągnął kasztany

Na dobrą wróżbę,

Na nową służbę,

By swą przekupić

Wybrankę

 

Ten utwór

Liści złocistych,

Ten wiatr od niechcenia

Do szaleństw,

Ten świt

– Jeszcze bielą swą mglisty,

Gdy kształtów

Nie można odnaleźć

 

Ten dzień

Coraz krótszy,

Ciemniejszy,

Ten czas przy kominka cieple

I dziwna zależność

Od wierszy

– Jesienno deszczowe

Zaklęcie

 

Enklawa

 

ENKLAWA

 

Przywołujemy blask kominka

– Czerwono złoty

Dotyk ciepła

– Nic już nie ważne

Chociaż zerka

Odbicie spraw

Przez chwil lusterka

 

Wszystkie te nasze

Tak codzienne

– Potrzeba,

Muszę,

Szybciej,

Teraz

– Znikają,

Miękną przy kominku

– Nic z poza niego

Nie wyziera

 

Jeszcze przydają się

Bambosze,

Podomka,

Kawa parująca

I dźwięk muzyki

Wibrujący

Wspomnieniem

Minionego słońca

 

Ot, tak niewiele

– Blask kominka

I chwilka wibrującej ciszy,

Oddech spokojny

– Spokojniejszy,

Jak sen,

Którego

Nikt nie słyszy

 

Jesienny wieczór

 

JESIENNY  WIECZÓR

 

Kolor za oknem

Szaro jesienny

– Tak jakby niebo

Chmur zasłoną

Przykryło ścieżki i uliczki,

Ściany i dachy

Naszych domów

 

Tylko ta szarość

– Wiem że liście

Mają swe barwy

Jak na przekór,

Lecz teraz tylko

Kolor nieba

Tak samo szary

Od wiek wieków

 

Jesień nadchodzi

Cichym krokiem,

Szelestem liści

Pod stopami,

Coraz wcześniejszym

Zmierzchu mrokiem

– Jego szarością

Ponad nami

 

Kiedy tak szaro,

Kiedy nudno

Smętek wypełza

Spod zasłony,

Siada na biurku

Szepcząc trudno

I budząc smutek

Przyczajony