AKACJOWE ZAPATRZENIA
Miesiące są
Kwiatów zapachem
– W kwietniu forsycje,
Bzy w maju
– Kasztanów kandelabry,
Egzaminy zdają
Ja jednak przełom czerwca
Od zawsze pamiętam
I zapach tak ulotny
– Zapowiedź wakacji,
Śnieg płatków,
Słońce złote
Nad kwiatem akacji
Spacery o poranku,
W trawach krople rosy,
Wśród kwiatów
Kwiatów zapach,
Ptasie świergotanie
– Te trawy,
Woń akacji
I te ptasie głosy
– Tak bliskie,
Tak urocze
W zapach zasłuchane
DOKĄD IDZIESZ?
Dokąd idziesz?
– Wybrzmiały pytaniem:
Codzienna niecierpliwość
Poranka,
Krzątanina taka jak zawsze
– Pełna chwil,
Podzielona między chwile
Gimnastyki,
Zadumy,
Ubierania się,
Marszu przez alejki
Aż do
Najbliższych zadziwień
– Do obrazu zieleni,
Do ptasich zaśpiewów,
Do gwaru ulicy,
Do odejść
I powrotów
A potem
Kolejne
I kolejne mignięcia
– Posiłki,
Drzemki,
Chwilki przed ekranem
Telefonu,
Telewizora,
Komputera,
– W zalewie informacji,
W szumie informacji
Zanim noc,
Zanim być może
Księżyc,
Zasypianie
I sen
– Sny kolorowe,
Lub tylko chwilki
Nieświadomości
Pokoju,
Drzemiących kotów
I cieni na ścianach
Aż do poranka
Z tym samym
– Jak echo,
Pytaniem…
Z NOTATNIKA MYSZY – NIEPOGODA
Mysz dziś siedzi w pelerynce
Tuż pod daszkiem swojej norki,
Posprzątała kąty wszystkie
– Teraz trapią ją humorki
Mysz ma dosyć tego maja
– Jakiś zimny, jakiś mokry,
Coś mu się poprzestawiało
– Był tak wczesny, miał być dobry
Siedzi mysz skulona nieco,
Patrzy w lasu dal ponuro
Jestem myszką i kobietą
Uwięzioną norki dziurą
Nadszedł kret bez parasola
Ciut zmoczony lecz wesoły
Choć zagramy myszko w karty
W grę na fanty z Twej komory
MAJ ZNIKĄD
Maj pojawił się
Znienacka
– Ten rok jest ciągłym
Zaskoczeniem,
Nagle po prostu stał się
Kasztanem,
Bzem,
Mirabelką
I wszystkie swoje zielenie
Wypełnił sobą
– Majem,
Ukłonił się,
Skinął głową
I szepnął
– Na razie zostaję
Te wszystkie moje
Miesiące
Kolejno zjawiają się
Znikąd
– Nagle są,
Potężnieją,
By równie nagle
Zniknąć
Na razie maj
Jest za oknem
– Kasztanów kandelabry
I bzy
Obłędnie pachnące,
Noce rozgrzane,
Gorące
Na ławkach się rozsiadły
WIZYTA KSIĘŻYCA
Księżyc,
Po starej znajomości,
Wpadł dziś do mnie
– Po prostu przez okno,
Potoczył się,
Zalśnił pomarańczą
Jak ognik
Magiczny,
Wieczorny,
Lekarstwo
Na nocną samotność
Rzecz jasna
Przesadziłem troszkę,
Bo przecież
Tuż obok śpią koty
– Każdy inny,
Jak zwykle niewinny,
Mruczący,
Ziewający,
Zwinięty w rogalik
Lub bezczelnie,
Na mym fotelu,
Leżący do góry łapami
Księżyc na moment przystanął,
Pokiwał srebrzystą głową,
Mruknął
– U Ciebie to samo
– Ja lecę dalej,
Bóg z Tobą
– Umknął gdzieś ponad dachy,
Bo taka jest
Jego praca,
Na szczęście
Ma chwilki przerwy
I w chwilkach tych
Do mnie
Powraca
ODDECH KWIETNIA
Już pierwszy kwietnia
– Żarty chyba,
Kalendarz pędzi jak szalony,
Od płotki
Wzrósł do wieloryba,
Od ledwo szmatki
Do zasłony
Zasłania kwiecień
Rzeczywistość,
Kwitnie forsycją,
Mirabelką,
Kąpie nas w słońcu,
Chyba w końcu
Sięgnie w normalność
– Choć niewielką
Nadpłynął kwiecień
– Pierwszy kwietnia
Jak zwykle
Pewnie znów żartuje
– A jeśli nie?
To przerażenie,
Którego oddech
Nagle czuję