Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Poranny spacer

 

PORANNY SPACER

 

Jesień utkana

Z kropli deszczu

-Wśród drzew,

Stojących

Ledwie szkicem,

Liści ostatni

Lot motyli

Zakończył mgnieniem

Barwne życie

 

Poranek

Twarz Twą

Mgłami stroi,

Wilgocią

Zasnuł

Zarys skroni,

Tylko te dłonie

– Niespokojne,

Z lękiem

Szukają

Innych dłoni

 

Alejki tłumią

Nasze kroki

I trwa

Milczących ust

Rozmowa

– Tak cicho wkoło,

Tak spokojnie,

Zamilkły ciszą

Wszystkie słowa

 

Poranek

– Jeszcze kaczek

Drzemka

W cieniach zastygła

Nad potoczkiem,

Wabi Nas

Świtu pora ciemna

– Nasz ranny

Spacer,

Krok

Za kroczkiem

 

Z notatnika myszy – święta z kretem

 

Z NOTATNIKA MYSZY – ŚWIĘTA Z KRETEM

 

Pachnie świętami w mysiej norce,

Na stole zeszyt z przepisami,

Przegląd zapasów z pól i lasów

– Skrzętne szperanie pod półkami

 

Powstaje lista ciast i potraw,

Sałatek, tacek z przystawkami,

Wizja choinki, jej przybranie

I Mikołaja z prezentami

 

W tym mysim szale, bieganinie

Umknęła myszce gości lista

– Stanęła nagle oniemiała,

Jakże to – sprawa oczywista

 

Jakże to można tak zapomnieć

A gdzie dla gości zaproszenia,

Może już wszyscy zaklepani

Przy jakichś stołach i życzeniach

 

Może już wszyscy mają swoje

Plany, wizyty i prezenty,

By czas swój zająć nic nie mając

– A dla mnie tylko ich wykręty

 

Usiadła myszka wystraszona,

Lecz nagle słyszy kroki kreta

Szepcze – jak mogłam, zapomniałam,

Że mam dla kogo robić święta

 

Zapomniał grudzień

 

ZAPOMNIAŁ GRUDZIEŃ

 

Zapomniał grudzień

O swej roli,

O białych płatków wirowaniu

– Straszy nas deszczem

Ciągle jeszcze

I ranki nadal stroi

Mgłami

 

Zapomniał grudzień

O nastroju

– Przecież za chwilkę

Będą święta,

Choinki

Przystrojone snami

Zapisanymi

Gdzieś w pamięciach

 

Zapomniał grudzień

O życzeniach,

Zapomniał także

O swej roli

– Wciąż w polityce

Gwałt i rwetes

Co spać spokojnie

Nie pozwoli

 

Zapomniał grudzień,

Lecz być może

To nasza pamięć

Już szwankuje

– Sami nie wiemy

Gdzie dojdziemy,

Gdy nam odwagi

I rozwagi

W kolejnym roku

Znów brakuje

 

Trochę śniegu

 

TROCHĘ  ŚNIEGU

 

Trochę śniegu

Zalśniło bielą

– Jeszcze wokół

Senny listopad,

Jeszcze sny krążą

Gdzieś pod pościelą

– Tak puchową

Jak śnieżny opad

 

Nowy ranek,

Wczesna godzina,

Świt zamglony

Tuż za oknami

– Smakiem kawy

Dzień się zaczyna,

No bo jakże go zacząć

Bez kawy?

 

Trochę śniegu

– Tuż nad potoczkiem

Kroczki kaczek

Alejką liści

– Zadziwione,

Zadowolone,

Że ze śniegiem

Dziś do nich

Przyszliśmy

 

Zasłona

 

ZASŁONA

 

Utonęła ta noc

W zwiewnej bieli,

Wszystkie światła

Mgła zatopiła,

Pochłonęła kształty

I dźwięki,

W swą realność

Sama zwątpiła

 

Mgła na krzewach

– Zatarte krzewy,

Mgła na trawach

– Zginęły trawy,

Mgła na drzewach,

Na dachach,

Na ławkach

– Mgła jesiennej

Nocnej wyprawy

 

Biało szare mgły

Wszechobecne

– Gdzieś tam wewnątrz

Kaczki drzemiące,

Nasze kroki

Drogi niepewne

W mgle i ciszy

Wraz z nami

Błądzące

 

Epitafium

 

EPITAFIUM

 

„Zrodziliśmy się bez wprawy”*

– Zaledwie cząstka westchnienia,

Pomnik pełen wiatru

I szmeru listopadowego,

Wśród kroków,

Ściszonych rozmów,

Kawałeczków ciszy pomiędzy

Jednym słowem

I zamyśleniem nad

Kolejnym

– Nad myśli ptasim trzepotem

 

„i pomrzemy bez rutyny”*

– Dzielimy czas na cząstki

Między pierwszym dźwiękiem

I słowem ostatnim,

Czas wypełniony

Pragnieniami,

Ocenami,

Wyborami,

Strachem,

Snami

I brakiem snu gdy noc wokoło,

Gdy każdy dźwięk

Staje się dzwonem

Lub ciszą – tak wszechobecną

 

Spacer przez park nazwisk

W liści szelestach

I kolorach z pełnej palety jesieni

– Marsz powolny

W celu,

Lub bez zamierzenia

I tej wprawy,

Której nie mamy,

Z rutyną

– Niechcianą

I niezrozumiałą

– Jeszcze raz i raz kolejny,

Rok po roku,

Aż stanie się epitafium

Na płycie pomnika,

Lub tylko zatartym czasem

Brzmieniem

Nazwiska

 

* epitafium na grobie Łucji Prus – Słowa z wiersza Wiesławy Szymborskiej „Nic dwa razy się nie zdarza” śpiewanego przez Łucję Prus w Sopocie

 

Cienie wspomnień

 

CIENIE WSPOMNIEŃ

 

Wieczór szczególny

– Jak co roku,

Na ścianach tańczą

Blaskiem świecy

Cienie uśpione,

Zapomniane,

Jak słowa

Kiedyś brzmiących

Pieśni

 

Pamięć nam figle

Płata swoje,

Miesza kontury

Dawnych twarzy,

Uśmiechy,

Słowa,

Niepokoje,

Emocje

Przeminionych zdarzeń

 

Za oknem mrok

I jesień nowa

– Płacze wśród wiatru

Liści deszczem,

Pośród alejek zagubiona

Przyzywa

– Chodźcie za mną

– Jestem

 

Jesienny wieczór

– Zadumany,

Na stole drżący

Płomień świecy,

W krąg tylko cienie,

Wspominanie

Tych jakże bliskich

– Co odeszli

 

Listopad

 

LISTOPAD

 

Alejki pełne

Liści złotych,

Potoczek

Także złotem błyszczy,

Kaczki

Ujęły się

Pod boki

– Chyba panują

Nad tym wszystkim?

 

Jesienny spacer

– Podziębiony,

Z włosów czeszemy

Pył jesienny,

Księżyc już usnął

Nad dachami

– Jak kot,

Srebrzystej pełni

Pełny

 

Z wolna nadpływa

Czas zadumy,

Nagrobnych lampek

Rozszeptanie,

Kroki i szmery

Ludzi tłumy,

Modlitwy

Znowu

Odmawiane

 

Jesień powoli

Liście gubi

– Wszystkie kolory

Pod nogami,

Świerszcze

Szykują

Świerszczy granie

Gdzieś za kominem

– Ponad nami

 

Bez osłon

 

BEZ OSŁON

 

Świat wokoło

– Często pozorny,

Jego blaski,

Kolory,

Smaki,

Powierzchowną

Zaledwie szatą,

Jak kurtyna

W teatrze walki

 

Każdy oddech

W tym świecie

Ma cenę

– Szalki wagi mierzą

Przetrwanie,

Mierzą prawo do życia

Cierpieniem

I selekcją

– Kto jutro zostanie

 

Dziwne ścieżki

Na drodze przetrwania,

Zależności,

Łańcuchy wzajemne

– Ktoś dla kogoś jest tylko

Pokarmem,

Grą wzajemną

W zbijaka

– Ja, będę

 

Gdzieś w tym wszystkim

My także w kolejce

– Już na czele

W hierarchii zniszczenia,

Często jednak

Bez żadnej powagi,

Nierozważnie,

Bez wyobraźni,

Niszcząc zręby

Własnego istnienia

 

Tylko czasem

Dajemy się uwieść

Barwom słów

Czy logiką myśli,

Przekonaniem,

Że można zrozumieć

Naszą rolę

I nasze zadanie,

By cel nadać

I sens nasz

W tym wszystkim

 

Stąd te słowa

– Niemodny romantyzm,

Powierzchowne widzenie

Świata,

Czasem smutek

Skryty gdzieś wewnątrz,

Że z rąk naszych

Ten świat,

Nasza przyszłość,

Nieuchwytnie

Jak motyl

Ulata

 

Jesienny deszcz

 

JESIENNY DESZCZ

 

Trochę deszczu jesienią

– Być może,

Trochę smutku

Na zmianę ze śmiechem,

Trochę słońca

O późnej porze

Jak milczenie

Przerwane oddechem

 

Myśli stado

– Jesienne ptaki

Kolorowe

Barwą na drzewach,

Ale nieme

Dla niepoznaki

– Stado myśli,

Które nie śpiewa

 

Trochę deszczu

– Kropelki na szybach,

Granat chmur

Zapisany deszczem

– Skąd ten promień?

Zabłądził chyba,

Błyskiem złotym

Wyszeptał

Jestem