Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Cienie wspomnień

 

CIENIE WSPOMNIEŃ

 

Wieczór szczególny

– Jak co roku,

Na ścianach tańczą

Blaskiem świecy

Cienie uśpione,

Zapomniane,

Jak słowa

Kiedyś brzmiących

Pieśni

 

Pamięć nam figle

Płata swoje,

Miesza kontury

Dawnych twarzy,

Uśmiechy,

Słowa,

Niepokoje,

Emocje

Przeminionych zdarzeń

 

Za oknem mrok

I jesień nowa

– Płacze wśród wiatru

Liści deszczem,

Pośród alejek zagubiona

Przyzywa

– Chodźcie za mną

– Jestem

 

Jesienny wieczór

– Zadumany,

Na stole drżący

Płomień świecy,

W krąg tylko cienie,

Wspominanie

Tych jakże bliskich

– Co odeszli

 

Listopad

 

LISTOPAD

 

Alejki pełne

Liści złotych,

Potoczek

Także złotem błyszczy,

Kaczki

Ujęły się

Pod boki

– Chyba panują

Nad tym wszystkim?

 

Jesienny spacer

– Podziębiony,

Z włosów czeszemy

Pył jesienny,

Księżyc już usnął

Nad dachami

– Jak kot,

Srebrzystej pełni

Pełny

 

Z wolna nadpływa

Czas zadumy,

Nagrobnych lampek

Rozszeptanie,

Kroki i szmery

Ludzi tłumy,

Modlitwy

Znowu

Odmawiane

 

Jesień powoli

Liście gubi

– Wszystkie kolory

Pod nogami,

Świerszcze

Szykują

Świerszczy granie

Gdzieś za kominem

– Ponad nami

 

Bez osłon

 

BEZ OSŁON

 

Świat wokoło

– Często pozorny,

Jego blaski,

Kolory,

Smaki,

Powierzchowną

Zaledwie szatą,

Jak kurtyna

W teatrze walki

 

Każdy oddech

W tym świecie

Ma cenę

– Szalki wagi mierzą

Przetrwanie,

Mierzą prawo do życia

Cierpieniem

I selekcją

– Kto jutro zostanie

 

Dziwne ścieżki

Na drodze przetrwania,

Zależności,

Łańcuchy wzajemne

– Ktoś dla kogoś jest tylko

Pokarmem,

Grą wzajemną

W zbijaka

– Ja, będę

 

Gdzieś w tym wszystkim

My także w kolejce

– Już na czele

W hierarchii zniszczenia,

Często jednak

Bez żadnej powagi,

Nierozważnie,

Bez wyobraźni,

Niszcząc zręby

Własnego istnienia

 

Tylko czasem

Dajemy się uwieść

Barwom słów

Czy logiką myśli,

Przekonaniem,

Że można zrozumieć

Naszą rolę

I nasze zadanie,

By cel nadać

I sens nasz

W tym wszystkim

 

Stąd te słowa

– Niemodny romantyzm,

Powierzchowne widzenie

Świata,

Czasem smutek

Skryty gdzieś wewnątrz,

Że z rąk naszych

Ten świat,

Nasza przyszłość,

Nieuchwytnie

Jak motyl

Ulata

 

Jesienny deszcz

 

JESIENNY DESZCZ

 

Trochę deszczu jesienią

– Być może,

Trochę smutku

Na zmianę ze śmiechem,

Trochę słońca

O późnej porze

Jak milczenie

Przerwane oddechem

 

Myśli stado

– Jesienne ptaki

Kolorowe

Barwą na drzewach,

Ale nieme

Dla niepoznaki

– Stado myśli,

Które nie śpiewa

 

Trochę deszczu

– Kropelki na szybach,

Granat chmur

Zapisany deszczem

– Skąd ten promień?

Zabłądził chyba,

Błyskiem złotym

Wyszeptał

Jestem

 

Pażdziernik

 

PAŹDZIERNIK

 

Październik

Wolno spaceruje

Pośród alejek

Nad potoczkiem,

Wśród liści barwnych

Przywołuje

Zmierzchy – zbyt wczesne,

Nocą mroczne

 

Październik

– Jeszcze słońce złote,

Ale wciąż niżej

Nad dachami,

Niebo błękitne

– Tylko troszkę,

Błękit swój kryje

Za chmurkami

 

Chmury

Czy chmurki?

– Rzecz umowna,

Czasem ciemnieją

Lekkim deszczem,

Październik

Twarz przed nimi

Chowa

Wśród liści szmeru

-W ich szeleście

 

Październik

Wolno spaceruje

– Brak jeszcze kaczek

Nad potoczkiem,

Późny poranek,

Chłód już czuje,

Troszeczkę wolniej

Kroki stawia

– Może to starość,

Czyżby starość?

– W zadumie

Na ławeczkach siada

 

Wielki…

 

WIELKI

 

Zaproszenie do tańca

Galaktyk

– Tych baśniowo barwnych

Obrazów,

Do tajemnic

Wciąż niepoznanych

Wśród narodzin

Kolejnych światów

 

Nocny spacer

Ścieżkami ciszy

– Poza progiem

Słyszalnych dźwięków,

Pośród mgławic

– Przez bezmiar przestrzeni,

Która stała się

Naszą kolebką

 

Nocny czas

Odwiecznej zadumy

– Czas pomysłów

Jak fajerwerki,

Czas pokory

Wobec rozumu

Czas pojęcia

Co znaczy

– Wielki

 

Delikatnie…

 

DELIKATNIE…

 

Delikatnie tykamy

Snów swoich,

By nie płoszyć,

Czy nie rozdrażnić

– Takie nocne

Nieśmiałe podchody

Korytarzem

Ku wyobraźni

 

Takie nasze

I tylko nasze

Tajemnice

Wewnętrznych stanów,

Gdy znikają

Wszelkie granice

Wyznaczane

Naszemu poznaniu

 

Delikatne

Rozmowy z Księżycem,

Loty ptasie

Nad samą ziemią,

Myśli białe

Zmrożone  życiem,

Gdy odwagą

Znienacka się śmieją

 

Delikatnie tykamy

Snów swoich

– Niech się toczą

Chrobotem szafy,

Cieniem nocy,

Konturem na ścianie

I pewnością,

Że wszystko

Potrafisz

 

Okrutne niebo

 

OKRUTNE  NIEBO

 

Okrutne  to niebo

Chmur ciemnych,

Deszczowych,

W działaniu bezlitosnych,

Nieczułych na prośby,

Na niemoc,

Na życzenia,

Zaklęcia,

Przemowy

– Ot są tu

Tylko po to,

By dalej wciąż rosły

 

Okrutne  te rzeki

– Tak, nienasycone,

Niedawno jeszcze wąskie

– Ledwie wody strużki,

Zawarły pakt z chmurami

I deszczem spojone

Wciąż rosną,

By potęgą porażać

I ranić

– Ryczący,

Rwący falą

Pakt deszczu

Z rzekami

 

Okrutny ten krajobraz

– Bezładny,

Skłębiony,

Świat stanął

– Wprawdzie słońce,

Krajobraz po burzy

– To było,

To istniało

A teraz zabrane

– Jest niemoc

I jest skarga

– Jak można tak dłużej!

 

Jest słońce

I jest praca

– Nadzieja

Wbrew sobie,

Jest ważna

Bo są ręce

Gotowe pomagać

– Stworzymy świat na nowo,

Choć coś utracone,

Stworzymy świat na nowo,

By kształt

Znów mu nadać

 

Zerknięcie na Księżyc

 

ZERKNIĘCIE NA KSIĘŻYC

 

Dziś Księżyc zawstydzony

– Ma twarz pomarańczy,

Nad dachem

Jak balonik

W porywach wiatru tańczy

 

Wiatr też jest dość niezwykły

– Pachnie słońcem i wrześniem,

Jesiennie kolorowy,

Figlarny jesiennie

 

Dziś Księżyc zawstydzony

I wiatrem zawiany

Toczy się gdzieś po niebie

Tym wiatrem pijany

 

Dziś Księżyc

– Jakże inny

Niż dawne Księżyce,

Niż wszystkie ich odsłony,

Wieczorne spotkania

– Ta wielkość,

Te kolory

W palety rozkwicie,

Za oknem

Czas księżyca

I nad nim dumania

 

Westchnienie wczesnej nocy

I snów przywołanie,

Nad nami Księżyc złoty

– Klimaty jesienne,

Raz jeszcze,

Raz kolejny

Z Księżycem spotkanie

Ulotne,

Jakże krótkie

– Zaledwie zerknięcie

 

Z notatnika myszy – po wakacjach

 

Z NOTATNIKA MYSZY –  PO WAKACJACH

 

Mysz zasiadłą przed swą norką,

Przetworami kwitną półki,

Wszystko sama wykonała

Bo nie wierzy w żadne spółki

 

Wszystko sama, ale przecież

Dla nie samej to zbyt wiele

– Racja przecież Kret i jeszcze

Wszyscy myszki przyjaciele

 

Rok kolejny z wolna mija

– Pozostały jej na zapas

Ślady słońca, gdzieś na pyszczku

I do prac kuchennych zapał

 

Siedzi myszka przed swą norką,

Gdzieś tam wewnątrz plany snuje

– Kogo będzie w gości prosić

Gdy już wszystko ugotuje