Siostro!
SIOSTRO !
Nadpłynęła w bieli
– Tak naprawdę zjawiła się
Nagle
Nie wiadomo skąd,
Nie wiadomo jak,
Tylko ten uśmiech oczu
– Lusterka uśmiechu,
Tuszy w sam raz,
Lub troszkę więcej
– Ot tak,
Aby było co dzielić
Biały fartuch,
Biały kołnierzyk
– Tylko twarz rumiana,
Na dnie roześmianych oczu
Cień powagi
– Ślad dotykania
Spraw ostatecznych
– Tyle dotknięć,
Tyle spraw,
Tyle pytań
Mówiła
– Nie znosimy żegnać pacjentów
– Odchodzą do swojego Boga
Albo miejsc,
Których nie zdążyli wypełnić wiarą,
Odchodzą niepogodzeni z odejściem,
Z tym
– Dlaczego teraz?
– Dla czego tak?
– Dla czego Ja?
Uśmiecham się, aby oświetlić drogę
Tym, którzy stanęli na jej skraju
Z lękiem,
Z niepewnością
Wyciągniętej dłoni
– Skóry pomarszczonej
Wśród drobnych niebieskich żyłek
Uśmiecham się,
Aby nie pozostało
Ani troszeczkę miejsca na smutek
– Swoje łzy łykam cichutko
W samotności
– Teraz uśmiech
Jak porcja kolorowych snów
– Opium na pożegnanie