Pożegnanie…
POŻEGNANIE
Nie chodzi nawet o to,
Że patrzymy na siebie
Z różnych punktów czasu
Nabrał on nagle wymiaru
– Jakże innego
Dla każdego z Nas
– Tylko chwile, gdy chwytasz się rozpaczliwie
Kształtów,
Kolorów
Kształty niby te same,
Ale ta świadomość ich ograniczonego istnienia
W Twoim wymiarze
Jeszcze tylko ciało
– Nieposłuszne,
Doskwierające bólem
Przytępianym przez pastylki
Oczy patrzą z nadzieją i wyrzutem
– To jedno miesza się
Z tym drugim
Pożegnanie
– Jeszcze nie chce przejść poprzez świadomość,
Poprzez usta
– Słowami
Słowa żyją wewnątrz Nas
Zanurzone w strachu
Ten strach towarzyszy nam
Od chwili pierwszego krzyku
– Jak ziarno posiane
Bez plonu
Aż nastąpi – to…
Maszerując powolnymi
Kroczkami
– Podstępnie
Każdą nocą
Zbliży się
Mój przyjacielu
To – jakże trudne
To – właśnie to
Bez odpowiedzi
na Nasze
– co dalej?