Cienie
CIENIE
Cień spotkał cień na ulicy
– Dość nieufnie popatrzył z boku
Na melonik,
Na biały szalik,
Na ten monokl w zmrużonym oku
– Dziany Gość z niego
A ja ten zwykły
– Proste portki
I sweter wytarty,
Lecz ukłonił się
– Przecież się skłonił
– Czyżby były to tylko żarty?
Potem lekko pochylił głowę
I nerwowo zaplatał ręce
A ten drugi po prostu usiadł
– Obok siebie wskazał mu miejsce.
Pomilczeli przez dłuższą chwilkę
– Tak jak cień to potrafi
Z cieniem
I powoli stawało się milej
– Cóż, wymowne to było milczenie.
W tym milczeniu
Kolejne słowa
Lśniły barwą mydlanych baniek
– Cisza trwała
– Chwila kwietniowa
W tej zielni podcieni ławek.
Cisza trwała
A nad głowami
Zwolna słońce zbierało kurze,
Obrośnięte między chmurami
Zasypiało w największej chmurze.
Cisza trwała
– Tylko ten błękit nagle nabrał odcieni granatu
– Nasza ławka od cieni gwarna,
Nagle stała się pustki zabawką
– A gdzie cienie
– Pewnie odeszły
Gdzieś pod krzakiem siedzą skulone
I czekają na nowy Księżyc
I swój cień na srebrzystej drodze.