Słowa i słówka

Poezja i proza – Strona autorska

 

Ostatni lot

 

OSTATNI  LOT

Popołudnie – gdzieś pomiędzy sierpniem i wrześniem. Z kalendarza już wrzesień, z pogody jeszcze końcówka lata, z jej resztkami ciepła i słońcem uparcie gorącym. Drzewa stoją bogactwem swoich liści, choć ich barwa zaczyna zmieniać tonację zieleni  do jeszcze nieśmiałego brązu.
Liście – tysiące , setki tysięcy liści. Różne kształty, ząbki brzegów, żyłki konstrukcji – jak rozpięte parasole. Liście – jeden z elementu cyklu. Najpierw zgrubienie w korze, nabrzmiałej nagle pompowanymi sokami –   od korzeni, poprzez korę, aż do najdrobniejszych gałązek. Potem to zgrubienie zaczyna pęcznieć, aby któregoś wiosennego dnia wystrzelić – poprzez tą korę, zielonym przecinkiem, stulonym stożkiem zieleni. Jest w tym radość , energia i wola zaistnienia. Wśród gałązek narasta śmiech życia i jego jakże świeża pieśń. Stożki rozrastają się – w górę i na boki a potem – potem jest zachłyśnięcie słońcem, powietrzem, pierwszym wiatrem , pierwszym doświadczeniem tego swoistego – Jestem. Nagle – z dnia na dzień robi się zielono i wesoło. Narodziny liści zazwyczaj odbywają się przy wtórze ptaków – taki swoisty koncert od rana aż do wieczora. To przecież nie wszystko. Niektóre drzewa zaczynają całkiem inaczej. Są wprawdzie też pąki, ale ich pękaniu towarzyszy nie zieleń lecz feria barw, kształtów, zapachów – tak kwiaty, ulotne i nietrwałe jak motyle. Liście następują po nich – później , z całym swym rytuałem. To one tak naprawdę będą rosły, zmieniały barwę na ciemniejszą , dojrzalszą. Słońce wędruje coraz wyżej. Nadchodzą dni gorąca – czasem przerywane gwałtownym deszczem i wiatrem. Nasze liście tworzą parasol chroniący przed palącymi promieniami, przed kroplami deszczu, przed zbyt silnym powiewem. Czują swą pożyteczność, dojrzałość, dumę z tego, że są. Kolejne deszcze, skwary, wiatry i powoli nadchodzi zmęczenie. Liście zaczynają poranne zadumy pokryte wilgocią a czasem bielą mgły. Pojawiają się wspomnienia każdego z minionych dni – pamięć wiosennej radości i codziennej walki ze słońcem, wiatrem, deszczem. To zmęczenie zaczyna powoli barwić zieleń na całą paletę ciepłych kolorów. Powierzchnia parasoli zaczyna wysychać i marszczyć się, ale równocześnie pojawiają się coraz piękniejsze kompozycje brązów, złota, czerwieni. Liście są zmęczone i piękne – starość może być piękna. Część z nich nagle odrywa się od drzewa i wirując, błyszcząc  frunie jak motyle. Nadchodzi w końcu ten dzień – może ranek zamglony, gdy nagle – po kolei odrywają się kolejne i kolejne. Spadają w ciszy i płomieniu złota w swoim ostatnim locie. – Czy mają świadomość lotu?
– Czy maja nadzieję i świadomość kolejnej wiosny?

– Piękne barwne i nagle zrzucone w dywan szelestów i wspomnień i tego – BYŁEM

 

Brak komentarzy to “Ostatni lot”

Komentarze zostały wyłączone.

Leave a Reply