Błękit nieba nad głową
BŁĘKIT NIEBA NAD GŁOWĄ
Błękit nieba nad głową – niedzielne sierpniowe popołudnie. Ten błękit i żółknąca zieleń drzew, ciepło słońca i okruchy ciszy, bo ruch w niedzielę mniejszy, przywołują spokój i zadumę. Cztery pory roku. Minęła chwilką wiosna z całą swoją natarczywością i świeżością, z całą nadzieją i zapalczywością w poszukiwaniu smaku życia. Minęło lato – to dojrzałe złote, rozśpiewane słonecznie skowronkami i pieśnią słowików w krzewach nad rzeką, pełne zapowiedzi zbioru i niepewności zbioru. Powoli mija lato i nadchodzi jesień – najpierw ta barwna w odcieniach brązów, czerwieni i złota, pachnąca jabłkami, z nitkami babiego lata, z resztkami ciepła. Potem ta deszczowa, butwiejąca, rozpłakana, poszarzała – jesień późnych ranków i wczesnych wieczorów, jesień mglista, zadumana i pogodzona – w konieczności, ze swoim losem, niosąca w sobie zapowiedź zimy i po niej kolejnego cyklu zmiany.
Mamy świadomość jesieni i zimy. Mamy świadomość nieuchronności powtarzanych cyklów i dobrodziejstwa cyklów a może ich przekleństwa, może to po prostu powtarzający się dzień świstaka – taka pętla czasu z możliwością kolejnych poprawek momentów, które nam nie wyszły. Tak więc przekleństwo czy dobrodziejstwo, bo przecież mamy szansę zmiany i poprawy, ale także kolejne i kolejne powroty – a może ich nie ma, może to tylko iluminacja i projekcja pragnień, aby lżej było żyć. Nadchodzi jesień i jesienna zaduma, jesienne pytania – czasem wcale nie tak oczywiste.
– Ile mamy za sobą lat?
– Ile kolejnych zmian za nami?
– Ile jeszcze miłości, trosk codziennego dnia, pokus i odkupienia, które sami wybraliśmy?
– Ile nas jest w nas i w tej jesieni, w tym nieba błękicie, w tych słowach?
– Co to znaczy BYĆ?
Błękit nieba nad głową – niedzielne sierpniowe popołudnie…